czwartek, 9 lutego 2012

Coś nowego.

Pierwszy raz w życiu odjęło mi mowę. Po prostu milczałam. i tylko pisałam palcem po szklace od piwa "milczę". Nie potrafiłam powiedzieć słowa. Dlaczego? Sama nie wiem. Po prostu milczałam i to wydawało mi się najlepszym rozwiązaniem. Pierwszy raz coś nie o Pawle. He, ale i o nim też będzie. Spotkałam się w pubie ze znajomym. Byliśmy tam ze sobą jakieś 2 godzinki i nagle zjawił się mój chłopak i zrobił awanturę mojemu koledze. Nie ważne o co. Miał rację. A tamtem wyzwał go od pizdy i poszedł. I zostałam sama z moim chłopakiem. Powiedział mi pewną rzecz. A mnie zatkało. Zamilkłam. Po prostu nie mówiłam. i to trwało pół godziny. On nie wiedział co ze mną zrobić. W ogóle nie reagowałam na jego słowa. Jak osoba chora na atutyzm. Byłam w swoim świecie. Milczałam. Nagle powiedział, że jak nic nie powiem w ciągu 5 minut to sobie pójdzie i to będzie oznaczało koniec. A ja milczałam. i poszedł. Zostawił mi 2 papierosy i poszedł. A ja tam siedziałam. Przez równo godzinę. Po pewnym czasie zaczęłam liczyć do stu. Jeden, dwa, trzy... doszłam do pięćdziesięciu i odpaliłam pierwszego papierosa. Mój chłopak zaczął do mnie dzwonić. To było długie odliczanie. Nie odebrałam. I nagle drugi raz dzwoni. A ja siedziałam i się nie ruszałam. Znów dzwoni telefonu. Patrzę... Paweł. Ne odebrałam. Zapomniałam dodać... Paweł jest w Polsce, w Warszawie i chce się spotkać. Miało to być dzisiaj, ale odłożył spotkanie na jutro. Przyjedzie do mnie. Skończyłam liczyć. Dopiłam piwo i zapaliłam drugiego papierosa. Minęła godzina. Poszłam po kurtkę, ubrałam się i wyszłam. Ale nadal milczałam. Na skrzyżowaniu był koksownik- Bogu dzięki, że postawili je tej zimy. Jest na prawdę zimno. Stanęłam przy nim i czekałam na swój tramwaj. Przy mnie stała pewna pani. Nagle przyjęchał tramwaj, a ta pani spytała się jaki jest jego numer. Odpowiedziałam "dwójka" i pobiegłam w jego stronę. I nagle zdałąm sobie sprawę, że mówię. Wsiadłam do tramwaju i przyczepili się do mnie jacyś kolesie. Mówili, że jestem ładna. I zadzownił Paweł... "Hej Magda, ja będę w Łodzi koło południa, zadzwonie jutro do Ciebie". Dobrze Pawle, zobaczymy się jutro. Tęsknie za Tobą. I wróciłam do domu. Napisłam mojemu chłopakowi, ze jestem głupia. To oczywiste, że jestem. Nie odpisuje. Idę spać.

sobota, 4 lutego 2012

Cierpienie- Dzień siedemdziesiąty siódmy

20 lipca 2010r.
Jak mijają Ci wakacje mój Drogi? Ja jestem teraz bardzo szczęśliwa. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy z tego, że takie szczęście w ogóle istnieje. Poznałam kogoś. Ah tak, ale tym razem jest to ktoś rzeczywisty! Ktoś kto istnieje. Dla mnie istnieje. I pozwolone mu jest istniec dla mnie. 
W końcu wyjechałam z tego okropnego miasta. Jestem teraz na wsi niedaleko Tomaszowa Mazowieckiego i Rawy Mazowieckiej, jakieś 65 km od Łodzi. Z tąd pochodzi moja rodzina od strony mamy. Mam tu mnóstwo kuzynów, kuzynek, cioc i wyjków. Przyjeżdżam tu co roku, odkąd skończyłam roczek. W ciągu roku nikt tu nie mieszka. Jedynie na wakacje przyjeżdżam tu z moimi dziadkami, aby pobyc trochę z dala od hałasu i smrodu. Kocham to miejsce! Na prawdę i na szczęście! Kocham to miejsce! Wieś nazywa się Czerniewice i jest to największa wieś w okolicy. Ja nie mieszkam w samym jej centrum. Mieszkam na samym końcu wsi. Wychodząc z działki brama otwiera mi drogę do lasu i na cmentarz. Opiszę Ci dokładnie jak wygląda ta droga i miejsce. Gdy otwieram bramę ukazuje się ścieżka zarośnięta krzewami i pokrzywami. Jest mnóstwo drzew i nazwac to można małym laskiem. Tą ścieżką pokonac muszę jakieś 100 m, aby przejśc na asfaltową drogę, która prowadzi pod wiaduktem w kierunku cmentarza. Pod wiaduktem jest wiele rysunków, które są tam odkąd pamiętam. Wychodząc z pod wiaduktu po prawej stronie widzi się cmentarz, natomiast po lewej stronie drogi jest las i ścieżka prowadząca do niego. Ah las!. I wiesz co Ci powiem? Kocham ten las! Kocham chodzic w nim na grzyby! Kocham go w całości! I zupełnie! A w tym lesie jest takie magiczne miesjce. Jest to strzelnica. Ale nie kocham tego miejsca ze względu na jego cel, lecz na to jak wygląda. Tam nikogo nie ma. Nigdy! I można tam usiąśc i myślec. I robic wszystko. I nic. i wszystko. 
Wspomniałam Ci o pewnej osobie, którą tu poznałam. Tak więc, jest nią osoba taka jak Ty! Także cudowna! i także ją kocham! On jest wrażliwy! Pierwszy mężczyzna, który jest równie wrażliwy i doskonały jak Ty. Oczywiście Tobie w pełni nigdy nie dorówna, ale przebywając z nim doznaję uczucia, jakbym była obok Ciebie. Gdy rozmawiam z nim to tak, jakbym rozmawiała z Tobą. Gdy dotykam jego to tak, jakbym Ciebie dotykała. On mocno wierzy w Boga. Ludzie na wsi z pewnością mocniej szanują Boga i Kościół jaki im dał Bóg. Ale On mimo wszystko jest wyjątkowy. Do Kościoła chodzi zawsze na 9:00. Mógłby przecież iśc na 12:00 czy 18:00, a on mimo to wstaje bardzo wcześnie i jest w Kościele wtedy, gdy ja jeszcze śpię. Opowiadał mi ostatnio jak rok temu pojechał z kolegami nad morze. W sobote sobie trochę popili i dośc późno poszli spac. Następnego dnia, gdy wszyscy jego znajomi jeszcze spali, on wstał, ubrał się i wyszedł z domu. Zgadnij gdzie się udał! Tak mój Drogi. Do Kościoła. Powiedział, że poszedł tylko popatrzec i poprzebywac troche w miejscu, które każdy Chrześcijanin powinien w niedziele odwiedzic. Czy to nie piękne? Ah tak Pawle! Piękne! On pięknie rysuje wiesz? Narysował mi coś. Dziś. On ma talent! Prawdziwy talent! I kocham go za ten talent! i za wszystko! Kocham go jak Ciebie!
Widzimy się wkrótce. A ja czekam, aż się zobaczymy. Trzymaj się Najmilszy!

Cierpienie- Dzień sześćdziesiąty

3 lipca 2010r.
I wiesz? Już tak o Tobie nie myślę... Kocham Cię! Nad życie Cię kocham! Ale potrafię życ nie mając  Cię na co dzień. Kiedyś i tak się rozstaniemy. Ale później spotkamy się na zawsze.
Czas ucieka, ale wiecznośc czeka! Do zobaczenia na zawsze w niebie;)

Cierpienie- Dzień piećdziesiąty piąty

28 czerwca 2010r.
Wydaje mi się, że wyzdrowiałam z Twojej choroby. Wiele w moim życiu się pozmieniało. Wyjechałam.. Poznałam nowych ludzi. Zwiedziłam nowe miejsca. Przeżyłam wspaniałe chwile. I teraz wiem, że siedzienie w tym ciasnym, mało rozwijającym i durnym miejscu jakim jest Rzgowska jest niezdrowe. Uzależniające. m.in. od Ciebie. Ja muszę wyjechac! Ja muszę patrzec! Muszę poznawac! Nie chcę tu umrzec! 
Zmieniam szkołę, wiesz? Przez mój wyjazd trochę sobie namieszałam w życiu szkolnym i teraz nie mogę się tam pokazac. Ale to nie jedyny powód. Zrozumiałam, że moje miejsce jest wszędzie i nigdzie. Ja nie mogę stac. Zamierzam udac się do szkoły z klasą o profilu turystycznym. Teraz jestem pewna swojej przyszłości. Podróże- to moje miejsce. 
Tunezja (czas odwiedzin: 10-24.06.2010) jest to cudowny kraj.  Piękny pod wzgędem przyrody, ale także cudowności tamtejszego człowieka. I nie mówmy o tamtejszym człowieku - Arab. Ten który nie poznał tamtejszego człowieka, nie zdaje sobie sprawy jak bardzo obraźliwym jest dla nich to określenie.  A tamci ludzie są tak cudowni, że aż ciężko uwierzyc w ich cudownośc. Pierwsza myśl: Wow!. Druga myśl: Podstęp. Trzecia myśl: Cudowni. I pomyślisz pewnie: Co ona tam wie... W ciągu całego życia, była tam tylko 3 tygodnie i myśli, że poznała naturę tamtego człowieka.  Poznałam. A przynajmniej tamci ludzie potrafią zrobic dobre wrażenie. Ludzie są uprzejmi, ciepli. W tamtejszych rodzinach jest miłośc. A gdy na ulicy widzi się dziecko w wózeczku, kobieta podchodzi i całuje je w czoło. Byc może to ma w jakiś sposób przynieśc szczęście. Nie wiem. Ale to piękny widok. Mężczyźni? Za przykład mogę podac animaorów hotelu. Widząc dziecko podnoszą je, całują po rączkach i nóżkach. Tam dzieci traktowane są jak cud. Ludzie na ulicach są uśmiechnięci. Pęłni radości z życia. Nie piją. Przechodząc obok "baru" pełnego mężczyzn nie ujży się przy nich kufli z piwem, lecz kawę bądź sok. Tam ludzie nie piją! Fakt, zabrania im tego religia. A bynajmniej nie pozwala na picie w piątki, ale czy to nie wspaniałe,że ludzie tam są na tyle szanujący Boga i religie, że rzeczywiście stosują sie do tamtejszych zasad.  A jakie wrażenie robią polscy ludzie? Przyleciałam do Warszwy. Wyjechałam z lotniska. Co zobaczyłam?: Po pierwsze pijaków. Siedzących, bądź leżacyh pod murami i pijących wódkę albo nawet jakieś inne świństwo. Po drugie: Nienawiśc. Wyzwiska i przemoc kierowana do drugiego człowieka. A jak wygląda polska rodzina? Najczęściej określana jako "patologia" A może nie? Więc jak nazwac przemoc w rodzinie, gdzie dzieci są bite i poniżane? Rozwody występują chyba częściej niż samo zawarcie związku małżeńskiego. No więc gdzie jest lepiej? 
Pobyt w Tunezji uznaję za udany. Fakt, może nie było najlepiej, ale jedyną osobą która przyczyniła się do nienajlepszości wyjazdu była moja babcia. Ale nie będę Ci o niej pisac bo to za pewne Cię nie interesuję. Wspomnę jedynie o jej okropnym zwyczaju obgadywania drugiego człowieka w jego towarzystwie. Tak. Rozmawiała o mnie przy mnie, wymieniając moje najgorsze cechy, a ja stałam obok i słuchałam. I płakałam. i ona widziała, że płaczę. A gdy kończyła rozmowę na mój temat z ironicznym uśmiechem pytała czy nie przyniosłabym jej kawy. Raz odpowiedziałam: nie!. Nie mogłam znieśc jej poczucia wygranej. Ale wtedy miałam awanture na cały hotel i było jeszcze gorzej.
Poznałam tam na prawdę przemiłych ludzi. Była to m.in. polska rodzina- Robert, Edyta i ich dwoje dzieci Maja i Zuzia (półtora roczne bliźniaczki). Bardzo dobrze się z nimi dogadywałam. Babcia cały czas wjeżdżała na mnie i na Kościół do którego chodzę. I wtedy Edyta pewnego razu spytała się o moją religijnośc. Opowiedziałam jej wszystko od początku do końca. O moim zwątpieniu w Boga i późniejszym wychwalaniu złego, praktykowaniu ideologi New Age, a także poszukiwaniu prawdy u Świadków Jehowy. Była bardzo ciekawa tego ostatniego. Pytała się co tam jest i jak tam trafiłam. Więc zaczęłam opowiadac, a gdy skończyłam wyznała mi, że ona i Robert są Świadkami Jehowy. Szanuję świadków jako wyznawców innej religi bo teoretycznie nie przeszkadza mi ich postrzeganie Boga i Pisma Świętego. Wierzą mocno i wiedzą swoje, to dobrze. Ale nienawidzę ich jako ludzi- natrętnch i niemyślących. Miałam długą rozmowę z Edytą na temat mojej i jej wiary, ale szybko zrezygnowała widząc moje przekonanie do Kościoła katolickiego. Później rzadko kiedy poruszałyśmy ten temat. Na terenie hotelu było dużo kotów. Jedna kotka miała małe, a ja po śniadaniu zanosiłam im jedzenie. I wtedy pewien pan podszedł do mnie i powiedział, że miło mu widziec, że nie tylko on karmi kotki. I prosił, abym po jego wyjeździe także to czyniła. Oczywiście nie zamierzałam przestac przynosic im jedznie. I pewnego dnia zobaczyłam, że ten pan rozmawia z moją babcią. Dosiadłam się do nich. Co usłyszałam? Okazało się, że on i 11 ludzi, z którymi przyjechał także są świadkami Jehowy. A moja babcia, która jak Ci wiadomo jest antykościelna wraz z tymi 12 ludźmi bluźnili przy mnie na Kościół, Księży i wszystko co związane z wiarą katolicką. Nienawidzę ich za to. Nie mogłam tego słuchac. Przeprosiłam, rozpłakałam się i uciekłam stamtąd. A oni, aż do dnia ich wyjazdu próbowali mnie do siebie przekonac oferując mi jakieś pisemka (Strażnicę) etc. To była ciężka próba mojej wiary. Ale dzięki niej zrozumiałam, że nie odejdę od Kościoła Katolickiego. To tu zaznałam szczęścia. A przeciesz miałam okazję bycia na spotkaniu świadków i skoro mimo to, szukałam dalej to znaczy, że nie oni są prawdziwi. To Kościół jest prawdziwy!
Poznałam tam chłopaka. Ma na imie Amine. Bardzo go polubiłam. Przez cały pobyt tam mówił mi, że jestem cudowna, piękna i chciałaby abym była jego żoną. Ja wiem, że to normalne u nich. Ale który Polak tak zachwalałby kobietę? Nie wiążę oczywiście przyszłości z Amine, chociaż mam z nim kontakt telefoniczny (dzowni do mnie codziennie), ale wiem, że wybierając pomiędzy polakiem a tunezyjczykiem, wybiorę tunezyjczyka. Zbyt wiele szczęśliwych rodzin widziałam tam, a zbyt wiele patologi w rodzinach widzę tu. 
Szczęśliwy pewnie jesteś z mojego wyjazdu. Bo dzięki niemu poznałam innego niż Ty. Wyleczyłam się z bezustannego myślenia o Tobie. Ale ja nie przestanę Cię kochac. 

Cierpienie- Dzień trzydziesty czwarty

7 czerwca 2010 r.
Kolekcjonuję sms-y od Ciebie. i wszystkie maile. i wiadomości. i prezenty. i rzeczy, które kojarzą mi się z Tobą. 
Napisałeś: "Pamiętam o tobie w modlitwie". 
A wiesz, każda moja modlitwa tyczy się Ciebie! Pamiętasz nasze ostatnie spotkanie? W parku Matejki. Dnia 28 maja. Były to Twoje urodziny. Dałeś mi wtedy różaniec. Od chwili kiedy się  pożegnaliśmy, modliłam się na nim bez przerwy. Cały dzień. Cały dzień miałam go w ręku. Nie chowałam go. A gdy wróciłam do domu, położyłam różaniec przy łóżku, pod krzyżykiem Pana Jezusa. Nadal tak robię. Oh, gdybyś wiedział ile razy odmawiałam już różaniec! A to dzięki Tobie!  

Cierpienie- Dzień trzydziesty trzeci

6 czerwca 2010 r.
Moja miłość do Ciebie jest najpiękniejszą, jaką Bóg mógł stworzyć.

Cierpienie- Dzień trzydziesty pierwszy

4 czerwca 2010 r.
Miałoby to być jutro. Mielibyśmy się spotkać. Ale ja nie chciałam. Boję się Ciebie zobaczyć. Gdybyś zaraz miał wrócić i już zostalibyśmy razem to tak. Nie chcę Cię spotkać, aby znów tak mocno cierpieć. Tęsknić.