niedziela, 9 października 2011

"Uczta" Platona- mit o Androgyne.


[...]
-Tak jest, Eryksimachu - powiedział Arystofanes - ja rzeczywiście chcę inaczej mówic, niżeś mówił ty i Pauzaniasz. Bo mnie się zdaje, że ludzie zupełnie nie pojmują potęgi Erosa. Przecież, gdyby ją rozumieli, największe by jemu byli pobudowali świątynie i ołtarze, i ofiary by mu składali największe, nie tak jak dziś - nic się dziś podobnego nie dzieje, mimo że się to przede wszystkim dziac powinno. Bo to jest największy przyjaciel ludzkości spomiędzy wszystkich bogów, to patron jest i lekarz specjalista od takiej choroby, którą tylko uleczyc potrzeba, a byłoby to największe szczęście dla rodzaju ludzkiego. Ja wam tedy spróbuję objawic potęgę jego - wy zaś innych nauczycielami będziecie! Ale naprzód musicie się zapoznac z naturą człowieka i zaznajomic nieco z dziwnymi jej kolejami. 
Albowiem dawniej natura nasza nie była taka, jak teraz, lecz inna. Bo naprzód trzy były płcie u ludzi, a nie jak teraz, dwie: męska i żeńska. Była jeszcze i trzecia prócz tego: pewien zlepek z jednej i drugiej, po którym dziś tylko nazwa jeszcze pozostała, a on sam znikł z widowni. Obojniakowa płec istniała wtedy, a imię jej i postac złożone były z obu pierwiastków: męskiego i żeńskiego. Dziś jej nie ma, tylko w przezwiskach się to imię wala. Otóż cała postac człowieka kazdego była krągła, piersi i plecy miała naokoło, miała też cztery ręce i nogi w tej samej ilości, i dwie twarze na okrągłej, walcowatej szyi, twarze zgoła do siebie podobne. Obie patrzyły w strony przeciwne z powierzchni jednej głowy. Czworo było uszu, dwie okolice wstydliwe i tam dalej, jak sobie to każdy łatwo podług tego sam wyobrazic potrafi. Chodziło to albo po prostu, tak jak dzisiaj, do woli w jedną albo w drugą stronę, albo, jeśli się taki bardzo śpieszył, robił tak jak ten, co koziołki przewraca i znowu na równe nogi staje; a że miał wtedy człowiek aż cztery pary odnóży, to się też odbijał dobrze i katulał bardzo szybko. A dlatego istniały trzy rodzaje ludzi, i to takie trzy, że męski pochodził od słońca, żeński od ziemi, a zlepek z nich obu od księżyca, bo i księżyc ma w sobie coś z ziemi i coś ze słońca. A krągłe były te figury i kręciły się w kółko skutkiem pewnego podobieństwa do swoich rodziców. Strasznie to były silne istoty i okropnie wolnomyśle, tak że się zaczęły zabierac do bogów i do nich się odnosili to, co Homer mówi o Efialtesie i Otosie, to, że już zaczęli robic schody do nieba, żeby potem bogów napastowac. 
Otóż Zeus i inni bogowie zaczęli się naradzac, co by im uczynic wypadało, i nie wiedzieli. Bo jakoś niesposób im było zabijac czy cały ród ludzki piorunami wystrzelac jak Gigantów - przepadłyby wtedy ofiary i objawy czci ludzkiej - a trudno było pozwolic bluźniercom dalej broic. Dopiero Zeus po namyśle niejakim, a ciężko mu to przychodziło, powiada: "Zdaje mi się, że mam sposób na to: ludzie zostaną przy życiu, a przestaną broic, skoro tylko będą słabsi. Ja ich teraz, powiada, poprzecinam, każdego na dwie połowy, zaraz się ich tym osłabi, a równocześnie będziemy z nich miec większy pożytek, bo ich będzie więcej na ilośc. Niech chodzą prosto, na dwóch nogach. A gdybyśmy uważali, że jeszcze broją i nie siedzą tam cicho, to ja ich znowu na połówki pokraję; niech skaczą na jednej nodze". Rzekł i porozcinał ludzi na dwoje, tak jak owoce na kompot. A co którego rozetnie, zaraz Apollinowi każe obrócic mu twarz i pół szyi w stronę rozcięcia, aby człowiek, zawsze mając to miejsce przed oczyma, był grzeczniejszym niż przedtem, a resztę też kazał wygoic. Więc Apollo twarze im poobracał i pościągał ze wszystkich stron skórę na to, co się dziś brzuchem nazywa, tak jak się  sakiewkę ściąga, a jeden otwór zostawił i zawiązał go na środku brzucha. Ten węzeł dziś nazywają pępkiem. Zresztą wygładził liczne zmarszczki i wymodelował piersi jakimś takim przyrządem, którego szewcy używają, kiedy który gładzi skórę na kopycie. Po takim rozcięciu naturalnych całości tęsknic zaczeło każde za swoją drugą połową, zaczem się rękoma obejmowac poczęli i tak, chcąc się zrosnąc na powrót w uściskach, ginęli z głodu i z zaniedbania wszelkiego, bo nic nie chciało żadne robic bez drugiego. A jeśli kiedy która z połówek umarła, a druga została sama na świecie, zaraz sobie innej poszukac musiała i spleśc się z nią w uścisku, wszystko jedno, czy się trafiła połówka dawnej niewiasty, którą dziś nazywamy kobietą, czy też odcinek dawnego mężczyzny. I tak jedno po drugim ginęło. 
Zaczem się Zeus nad nimi ulitował i nowy sposób wymyśliwszy, na przód im wtydliwe okolice poprzenosił. Bo dotychczas i to nawet mieli nazewnątrz i płodzili nie ku sobie, jak dzisiaj, ale do ziemi strzykali, jak piewiki polne. Poprzenosił im tedy na przód i tak zrobił, że dzisiaj płodzi jedno w drugim, to co męskie, w pierwiastku niewieścim; a to na to, żeby w uściskach nowe życie stwarzali, jeśli meżczyzna natrafi na kobietę, a jeśli mąż na męża natrafi, aby przynajmniej żądzę gasili uściskiem, a wypocząwszy wracali do roboty i dbali o inne sprawy żywota. Więc już od tak dawnych czasów tkwi Eros w naszej naturze i do dawnej chce nas sprowadzac postaci; chce z dwojga ludzi dwną jednośc stwarzac i tak leczyc naturę człowieka.
Więc każdy z nas jest jak kupon od biletu całego, bo każdy powstał, niby ryba płaszczka, wraz z kimś drugim z jakiejś dawnej, jednej istoty. Toteż zawsze każdy z nas swego kuponu szuka. Kogo od całego obojniaka odcięto, ten dzisiaj lubi kobiety, i wielu cudzołożników pochodzi z tego rodu; a podobnie i kobiety, które za mężczyznami poprzepadają, a w łożu nie tylko męża przyjmują. Kobiety odcięte od dawnej żeńskiej istoty nie bardzo dbają o mężczyzn, a więcej się interesują kobietami, i stąd się wywodzą trybadki. Ale ci, których od męskiego odcięto pnia, gonią za męskim rodzajem i już jako mali chłopcy lubią te kupony męskie mężczyzn ściskac na posłaniu; to są najwybitniejsze jednostki pomiędzy chłopcami i młodymi ludźmi, to są najbardziej męskie natury. Niektórzy mówią o nich, że to bezwstydnicy, ale to przecież nieprawda. Bo to nie występuje u nich na tle bezczelności, tylko raczej na tle śmiałości, odwagi i pewnego męskiego zacięcia - kochają przecież to, co do nich samych podobne. Silne za tym i fakty przemawiają. Przecież tacy młodzi panowie, jak tylko który podrośnie, zaraz się poświęca karierze politycznej, a kiedy który jest już dojrzałym mężczyzną, poświęca się wówczas pederastii, niewiele dbając o żonę i o robienie dzieci. W celibacie żyje każdy, a jeden drugiemu wystarcza. Otóż tak w ogólności pederastia i czuła przyjaźń z mężczyznami powstaje w nas na tle przywiązania do tego, co jest nam samym pokrewne. 
A jeśli kiedy taki czy jakikolwiek inny człowiek przypadkiem znajdzie swą drugą połowę, wtedy nagle dziwny na nich czar jakiś pada, dziwnie jedno drugiemu zaczyna byc miłe, bliskie, kochane, tak że nawet na krótki czas nie chcą się rozdzielac od siebie. I niektórzy życie całe pędzą tak przy sobie, a nie umieliby nawet powiedziec, czego jedno chce od drugiego. Bo chyba nikt nie przypuści, żeby to tylko rozkosze wspólne sprawiały, że im tak dziwnie dobrze byc, za wszystko na świecie, razem. Nie. Ich obojga dusze, widocznie, czegoś innego pragną, czego nie umieją w słowa ubrac, i dusza swe pragnienia przeczuwa tylko i obgaduje. I nie widzieliby co odpowiedziec mają, gdyby tak nad ich łożem Hefajstos z narzędziami stanął i zapytał: "Czego wy chcecie od siebie, ludzie?" Nie wiedzieliby, czego. Więc  gdyby znowu pytał: "Prawda, że chcecie tak się złączyc w jedno, możliwie najściślej, żebyście się ani w dzień, ani w nocy nie rozłączali? Jeżeli tego chcecie, ja was spoję i zlutuję w jedno, tak że dwojgiem będąc, jedną się staniecie istotą. I aż do skonu razem będziecie żyli, niby jeden człowiek, a potem, po wspólnej śmierci, będziecie w Hadesie nie dwojgiem istot, lecz znowu jednym cieniem. Więc patrzcie, czy tego pragniecie i czy będziecie zadowoleni, jeżeli wam się to pragnienie spełni." Gdyby to usłyszeli, z pewnością żadne by się nie wzbraniało ani by nie mówiło, że czego innego chce, ale by się każdemu po prostu zdawało, że słyszy to, do czego oboje już od dawna dążyli, do stopienia się w jedno w uściskach i ciał zespoleniu. A stąd to wszystko pochodzi, że dawna natura nasza była właśnie taka, że były z nas kiedyś skończone całości. Miłośc jest na imię temu popędowi i dążeniu do uzupełnienia siebie, do całości. Jak mówię, przedtem były z nas jedności. A teraz nas bóg za karę porozdzielał, tak jak Spartanie Arkadów. Zaczem obawa zachodzi, że jeśli nie będziemy względem bogów grzeczni, drugi raz nas gotowi poprzecinac i będziemy chodzili jak te płaskorzeźby profilowe na pomnikach przez środek nosa przerżnięte, niby te kostki dawne jako zakłady przyjaźni. Ale też dlatego każdy powinien drugiego do pobożności zachęcac, wtedy może się nam uda tego losu uniknąc, a swoją parę odnaleźc w imię Erosa i pod jego wodza. Niech mu się nikt nie sprzeciwia - a sprzeciwia mu się każdy, kto sobie bogów naraża. Musimy byc w przyjaźni, w dobrych stosunkach z bogiem, jeśli ma każdy z nas szczęśliwie znaleźc ulubieńca naprawdę do pary, co się dziś przeciez nie każdemu udaje. Tylko niech sobie ze mnie Eryksimachos nie kpi, mówiąc, że ja to piję do Pauzaniasza i Agatona. Bardzo byc może, że oni właśnie do tych szczęśliwych należą, może byc, że to i męskie natury, obydwa. Ja tylko tak ogólnie mówię i o mężczyznach, i o kobietach także, mówię, że w tym by było zawarte szczęście człowieka, w doskonałej miłości, gdyby każde z nas swego właściwego ulubieńca potrafiło znaleźc i powróciło do dawnego stanu. A jeśli to szczyt szczęścia, to na dziś dobrze się choc zbliżyc do niego i znaleźc jakiego ulubieńca do rzeczy. 
Gdybyśmy chcieli wielką pieśnią uczic boga, dawcę tego szczęścia, Erosowi powinni byśmy hymny śpiewac; my już dziś tyle jemu zawdzięczamy; on nas dzisiaj do tego ideału zbliza, on nam gorąco wierzyc każe, że jeśli tylko nie będziemy obrażali bogów, on nas przywróci do dwanego stanu, uleczy nas i obdaruje szczęściem. 
[...]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz